Jak donosi mój zaufany szpieg z krainy deszczowców Don Pedro w tym tygodniu w Sejmie prawdopodobnie znowu w nocy zostanie uchwalony nowy kodeks wyborczy. Zapewne znowu w trybie poselskim umożliwiającym brak społecznych konsultacji, które są całkowicie niepotrzebne, bo przecież pomysłodawca Marcin skonsultował swój pomysł z Horałą i to wystarczy. By wybory były w końcu uczciwe i by wygrał najuczciwszy zostanie powołanych 400 komisarzy ludowych. Ci komisarze stwierdzą, czy aby na pewno samorząd i prezydenta Gdyni powinni wybierać mieszkańcy Gdyni, czy też nie bardziej właściwe byłoby, aby wyborów dokonali mieszkańcy Gdańska. Taki tryb postępowania – bez żadnego trybu – powinien dać pewność, że układ i sitwa zostanie rozbita, a winni zostaną ukarani. By jednak ta pewność nabrała jeszcze większej pewności, należy też zakupić do lokali wyborczych 24 tysiące kamer i 40tysięcy komputerów. Ta cała operacja ma sprawić, że koszt wyborów z 2014 roku, który wyniósł 238 milionów złotych wzrośnie do 500 milionów złotych. Dzięki jednak planowanej w tym roku nadwyżce budżetowej, która wyniesie jakieś minus 41 miliardów złotych, a nie minus 59 miliardów, na wszystko wystarczy z nawiązką i kosztów z własnej kieszeni nie będzie musiał pokrywać sam poseł, który w tym celu wcześniej zapobiegawczo umieścił wszystkich swoich kolegów plus dwóch więcej we wszystkich możliwych radach nadzorczych na Pomorzu plus dwie więcej.
,,Bartłomiej Bartolini: Mamma mia! Posolona herbata!
Smok Wawelski: A to co jest? Dżem z muchomorów?
Bartłomiej Bartolini: Z… muchomorów… O mamma mia! Zdrada!”
A teraz z innej beczki. Czytam w komunikacie gdyńskich urzędników, że Gdynia oraz miejska spółka Port Lotniczy Gdynia-Kosakowo wygrały w sprawie lotniska przed Sądem Unii Europejskiej. Sąd unijny przyznał rację miastu i stwierdził dziś nieważność decyzji Komisji Europejskiej, która zahamowała przekształcenie gdyńskiego lotniska z wojskowego w wojskowo-cywilne. Przypomnijmy, że unijna decyzja zapadła pierwotnie w lutym 2014 roku i od tego czasu prace na lotnisku musiały zostać przerwane, a spółka została postawiona w stan upadłości. Kosztowało to wszystko minimum 100 milionów złotych, dokładnie nie wiadomo, bo warunki przetargu do dziś są utajnione przed obywatelami. W piątek Gdynia wygrała, lub przegrała. Zdania są podzielone, gdyż od początku sens przeksztacenia wojskowego lotniska w cywilne gdy 25km mamy Rębiechowo, był wątpliwy. Mniej kosztuje lotnisko, które paradoksalnie nie funkcjonuje, niż lotnisko, które funkcjonuje, ale przynosi nieuniknione straty. W związku z tym urzędnicy gdyńscy zachęceni wiktorią/przegraną zostali postawieni przed problemem skomunikowania lotniska z resztą miasta, a co za tym idzie kraju, gdyż aktualnie na lotnisko nie da się dojechać, bo drogę do lotniska zagradza woda i linia kolejowa i sama estakada nie daje już rady, a co dopiero jak pojawi się działające lotnisko. Na szczęście idąc utartym tropem, urzędnicy gdyńskiego ratusza postanowili jak zawsze szukać inspiracji w Gdańsku. Wprawdzie na wybudowanie analogicznie tunelu jak pod Martwą Wisłą budżetu miasta nie stać, ale jak chodzą słuchy urzędnicy Wojciecha Szczurka rozważają skopiowanie innego pomysłu, dużo tańszego oraz praktyczniejszego. Planują bowiem wzorem Gdańska, który połączył Ołowiankę z bulwarem, wybudować kładkę, która mogłaby połączyć północną Gdynię, a więc i lotnisko z resztą miasta. Przy okazji na kolejnej sesji rady miasta radni skierują do pracy w komisji pomysł budowy Żurawia Gdyńskiego, który mógłby stać się wzorem gdańskiego z nad Motławy, prawdziwą atrakcją turystyczną miasta i jego wizytówką.
,,To niesłychane! W granicach mego państwa przebywa dwóch nieopalonych osobników! Rozkazuję: schwytać, doprowadzić i opalić!”
Tymczasem w totalnej opozycji w ramach programu wyłaniania wspólnych kandydatów na Prezydentów miast w Gdańsku zjednoczona opozycja nie będzie miała problemu z wybraniem wspólnego kandydata. Wprawdzie rozmowy koalicyjne się wciąż toczą, ale widać już na horyzoncie wspólny konsensus i wszystko zmierza do szczęśliwego końca. Aktualnie na stole zostały trzy nazwiska. Urzędujący Prezydent Paweł Adamowicz z PO, Jarosław Wałęsa z PO i Agnieszka Pomaska z PO. Wcześniejszy faworyt w osobie Baltazara Gąbki odpadł w momencie kiedy okazało się, że ukrył przed zjednoczoną opozycją, że nie jest członkiem PO.
W Warszawie zaś w tą sobotę odbędą się wybory nowego przewodniczącego Nowoczesnej Ryszarda Petru. Tutaj też wszystko tradycyjnie po polsku zmierza w kierunku kompromisu i wspólnego porozumienia. W ramach tego porozumienia na przewodniczącego oprócz lidera Ryszarda wystartowała przewodnicząca klubu parlamentarnego Katarzyna Lubnauer, a za jej przykładem poszli pozostali członkowie ugrupowania w liczbie 6 tysięcy. Aktualnie trwają rozpaczliwe próby namówienia kilku z nich do rezygnacji, gdyż w przeciwnym wypadku nie uda się powołać komisji skrutacyjnej, bez której wyborów nie da się przeprowadzić, bo nikt nie policzy głosów oddanych na kandydatów.
,,Na wysokiej i stromej skale, tuż pod jej szczytem, jakiś człowiek rozpaczliwie wymachiwał rękami. Nastawiwszy dobrze szkła lornetki, Smok stwierdził, że wisi on nad przepaścią, zaczepiony ubraniem o konar drzewa. (…)
– Już nic panu nie grozi – zawołał Smok. – Może pan spadać spokojnie.
– Łatwo powiedzieć, ale trudniej wykonać – krzyknął wisielec. – Nie mogę się odczepić.
– Widocznie jeszcze nie dojrzał – rzekł starszy z Psiogłowców.
– Jeszcze dwa, trzy dni takiej słonecznej pogody, a dojrzeje – odparł na to młodszy.
– Mógłbym ci przyznać rację – rzekł znów starszy Psiogłowiec – gdyby chodziło o jabłko albo nawet o gruszkę. Ale to jest, zdaje się, człowiek. (…) ludzie dojrzewają znacznie wolniej niż owoce.”
*Dwa pierwsze cytaty są z serialu animowanego ,,Porwanie Baltazara Gąbki” z lat 1969–1970 wyreżyserowanego przez Bronisław Zeman i Alfred Ledwig. Ostatni cytat jest wzięty z powieści ,,Porwanie Baltazara Gąbki” Stanisława Pagaczewskiego z 1965 roku