Od pewnego czasu trwają poszukiwania lidera opozycji. Czasami wydaje się, że już jest ciepło, cieplej, że już za chwilę będzie, ale potem znowu robi się zimniej, zimno i pudło. Nie wiadomo czy lider skrył się za szafą, może za pralką, czy też gdzieś tam jest tylko wyskoczył na chwilę z koleżanką na Maderę przez co nie sposób go znaleźć. Ja mam czasami tak, że jak czegoś bardzo szukam, to nigdy nie mogę odnaleźć, a potem jak już zrezygnowany przestaję, to zupełnie przypadkiem siadam na poszukiwanych okularach. Mam wrażenie, że z tym szukaniem zbawiciela opozycji będzie dokładnie tak samo. Jedyna szansa to przestać na siłę szukać. Wtedy się ktoś nawinie. Kijowski nie dał rady. Schetyna się nie nadaje. Tusk uciekł do Brukseli. Nie szkodzi. Nie ma ludzi niezastąpionych. Przyroda nie znosi próżni. Znajdą się następcy.
Niedawno Jarosław Kaczyński uruchomił samorządowe domino zapowiedzią ograniczenia kadencji burmistrzom, wójtom i prezydentom. I się zaczęło. Na Platformę i PSL padł blady strach. Jak to tak można? Nas? Bohaterów? Prądem? Koledzy z Liberte! zareagowali pierwsi i chcą w tej sprawie referendum. Platforma i Nowoczesna też już chce referendum. Tymczasem jak się jednak zastanowimy chwilę spokojnie to dojdziemy do wniosku, że nie wszystko jest jak zwykle w życiu czarne, albo białe. W poniedziałek rano spojrzałem sobie na program telewizyjny, a tam na TV Kultura po dwudziestej ,,Układ zamknięty” Konrada Bugajskiego z przerażającym prokuratorem Kostrzewą granym przez Janusza Gajosa. Film opisuje zlepioną z kilku prawdziwych zdarzeń historię o tym, jak miejscowy układ w osobie prokuratora i szefa urzędu skarbowego eliminuje z rynku dobrze prosperującą firmę. To ciemna strona polskiej transformacji. Taka Polska też istniała i istnieje. Takiej Polski ciągle się wstydzę.
W mojej ukochanej Gdyni Wojciech Szczurek rządzi miastem od 1991 roku. W latach 91-98 był przewodniczącym rady miasta. Od 98 roku jest już jako prezydent miasta i lider rządzącej niepodzielnie Gdynią lokalnej Samorządności jej niekwestionowanym panem i władcą. Mimo, że ostatnio Gdynia zatrzymała się w rozwoju. Mimo, że przez wiele nie trafionych inwestycji budżet trzeszczy w szwach i zadłużenie co roku wzrasta, a miasto się wyludnia, to nie ma szans na zmianę. W ekonomii taki stan nazywamy monopolem, rynkiem, na którym tylko jedno przedsiębiorstwo produkuje i sprzedaje produkt. Dzieje się tak wtedy, gdy osiąga ono pozycję dominującą tak silną, że aż monopolistyczną i ta pozycja sprawia, że dla nowego przedsiębiorstwa powstają bariery wejścia uniemożliwiające podjęcie konkurencji. Wtedy to jedno przedsiębiorstwo skupia się nie na rozwoju, a na realizowaniu polityki prowadzącej do utrzymania swej pozycji monopolistycznej. Wypisz wymaluj Gdynia, gdzie koszty wejścia na ring z prezydentem, by stoczyć z nim z góry przegrany pojedynek są tak wysokie, że nikt nie chce się na to zdecydować.
W Sopocie Jacek Karnowski rządzi miastem od 1990 roku kiedy został wiceprezydentem. Od 1998 roku jest prezydentem kurortu. W Gdańsku Paweł Adamowicz od 1994 roku zaczął pociągać za sznurki. W tym roku został przewodniczącym rady miasta. Od 1998 roku jest prezydentem Gdańska. W przyszłym roku minie 20 lat odkąd ta trójka dzieli i rządzi Trójmiastem. Jako liberał zwykle nie pochwalam regulacji rynku. Jednak czasami trzeba to zrobić, by rozbić szkodliwy monopol. W przypadku samorządów wydaje się, że ta regulacja jest niezbędna. Pytanie tylko, dlaczego to ograniczenie ma dotyczyć tylko samorządów, a wyłącza np. senatorów i posłów tylko dlatego, że PiS ma takie widzimisię i że skalkulował, że mu się to po prostu opłaca? Kwestią wątpliwą jest też, czy prawo może działać wstecz i czy te ograniczenie kadencyjności nie powinno być liczone od następnej kadencji? Nie wiem. Nie jestem prawnikiem, ale dla dobra Trójmiasta dobrze by było, by ci niewątpliwie kiedyś zasłużeni dla tego regionu Panowie przestali rządzić już teraz, a nie za osiem lat, bo energia i dobre pomysły co widać szczególnie po Gdyni skończyły się już przynajmniej z kadencje temu.
W tle tej samorządowej układanki ruszyła opozycyjna giełda nazwisk. Kogo wystawić w Gdyni przeciwko Wojciechowi Szczurkowi, albo jego pomazańcowi, jeżeli PiS wykluczy urzędującego prezydenta z wyścigu. W końcu dobry wynik w wyborach samorządowych nawet jeżeli się przegra znowu z rządzącą Samorządnością będzie potem kluczowy w przypadku wyborów parlamentarnych, czy europarlamentarnych rok później. Większość polityków, dziennikarzy, mówi jak zwykle. To musi być głośne nazwisko. Doszło nawet do takiej już paranoi, że o schedę o Adamowicza w Gdańsku możliwe, że powalczy Płażyński z Wałęsą, a w szranki też chce stanąć Walentynowicz, ale nie Anna, a Piotr i to nie Lech, a Jarosław może przegrać z Kacprem co udaje Macieja. Majne damen und heren, lejdies end dżentelmen: polityczny teatrzyk zaprasza dziś na bal sobowtórów.
Nie od dziś wiadomo, że politycy to lenie i uważają polskich wyborców za idiotów. Ciągle na skróty. Jak zrobić, by się nie narobić. Uważają, że polski wyborca jest jak inżynier Mamoń. Lubi tylko te piosenki, które już usłyszał. Może i tak było i czasami dalej tak jest, ale jednak coś się w tej materii ostatnio zmieniło, czego ciągle ci sami od dwudziestu kilku lat politycy i ich ciągle ci sami od dwudziestu kilku lat doradcy nie dostrzegają. Otóż niedawno wybory z szanowanym i znanym od morza do Tatr Bronisławem Komorowskim wygrał Pan Andrzej Duda, czyli tak naprawdę człowiek znikąd, bo nawet w PiSie myślano początkowo, że Duda jest tylko jeden i jest przewodniczącym Solidarności. Świetny wynik w tychże wyborach wykręcił raczej alternatywny, a nie popowy muzyk Paweł Kukiz. Do parlamentu dostał się Ryszard Petru, którego poza niszową grupą interesującą się gospodarką nie znał nikt. Niewiele by brakowało, aby na Wiejskiej zamiast wiecznego wydawałoby się Leszka Millera zameldowała się nowopowstała partia Razem. Na ulicę wyprowadził ludzi też nie wydawałoby się naturalny lider opozycji Grzegorz Schetyna, a no name Mateusz Kijowski.
To jest znak, że ludzie mają dosyć ciągle tych samych nazwisk, twarzy, tych przebierańców politycznych zakładających ciągle nowe maski i robiących moralne szpagaty, tylko po to, by się utrzymać na mętnej powierzchni, bo poza polityką życie może ich umiejętności brutalnie zweryfikować. Wyborca już ich dawno przejrzał, czemu świadczą publikowane rankingi zaufania, gdzie polscy politycy są od lat grupą cieszącą się najmniejszym społecznym zaufaniem. PiS wygrał też dlatego, że Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz, Zbigniew Ziobro, albo stali z tyłu, albo zostali schowani do szafy. Wygrał, bo obiecał wyborcy nowinki i zmianę. Pomarańczowy Donald Trump wygrał tylko dlatego, że amerykańskie elity też straciły kontakt jak my z rzeczywistością i wystawiły przeciwko niemu politycznego trupa w osobie Hilary Clinton.
Wiara w to, że na białym koniu z Brukseli przybędzie Donald Tusk i nas uratuje to wiara głupka. Prędzej społeczeństwo zaufa Zdzisławowi Iksińskiemu, który na czas wyborów wyjdzie na przepustkę z zakładu karnego na gdańskiej Przeróbce. Nastał czas zmiany. Rewolucja informatyczna, a z nią możliwość szybkiego wirusowego wręcz kreowania informacji sprawia, że dziś dużo taniej i łatwiej wykreować nowego lidera czy w państwie, czy w twoim mieście. Świat nie skończy się na Tusku, Kaczyńskim, czy Adamowiczu i Szczurku. Oligopol PiSu i Platformy został rozbity. Czas na innych. Czas na nowe nazwiska. Wydaje mi się, że lider opozycji sam się objawi. Nie trzeba go wcale szukać. Tak jak objawił się Mateusz Kijowski. Cała nadzieja, że on w odróżnieniu od niego spektakularnie nie wyrżnie o glebę. Czym dalej od polityki będzie tym większą ma szansę. Przykład Trumpa zza wielką wodą pokazał, że nastał koniec świata polityki jaką znamy. Wykorzystajmy ten moment i uwolnijmy się od tych pożal się Boże zawodowych sprzedawców kitu. Pozwólmy im wyprowadzić raz na zawsze sztandar. Czas na nas. Na mnie. Na Ciebie. Na przedsiębiorców. Na prawników. Na wykładowców. Na społeczników. Politycznym skrytożercom mówimy stanowcze NIE!